» Blog » Amber Anime (Uwaga!!! Wpis głupi, jak Lato z Radiem)
19-04-2010 23:31

Amber Anime (Uwaga!!! Wpis głupi, jak Lato z Radiem)

W działach: Fanboj i Życie, Offtopic | Odsłony: 161

Jakiś czas temu przeczytałem sobie kolejny już raz pierwszy pięcioksiąg Amberu. Miało to miejsce z tej okazji, że wyszło wznowienie, a ja je sobie kupiłem. Po lekturze doszedłem do wniosku, że dzieła tego mógłby być dobry film, a nawet anime. Jako, że dobre anime to rzecz rzadsza, niż jednorożec i cenniejsza niż złoto postanowiłem sobie je powyobrażać. Tak więc wyobrażałem go sobie, wyobrażałem, aż do głowy przyszła mi myśl straszniejsza, niż głodny ultralisk:

 

- A pomyśl sobie, że mogłoby to zrobić Studio Gonzo.

 

Dla ludzi nieobeznanych z tematem: Studio Gonzo to dość znany producent anime. Zasadniczo jego twórczość podzielić można na trzy okresy:

- etap wczesny: „mamy świetne komputerowego stacje graficzne i świetnych speców od CG! Możemy oszczędzić na scenariuszu”

- etap umiarkowany: „mamy nieco przestarzałe stacje graficzne, ale nadal świetnych speców od CG! MUSIMY na czymś oszczędzać. Najlepiej na scenariuszu”.

- oraz etap późny: „stacje graficzne zajął komornik, ale niewiele to nie zmienia, bo grafików musieliśmy zwolnić. Scenariusz weźmiemy z Internetu. Postarajmy się wybrać taki z dużą ilością dziewcząt w wieku gimnazjalnym, bo anime ogląda wielu zboczeńców”.

 

I ja bynajmniej w tym momencie nie żartuje.

 

To, jak wyglądałby Amber Anime by Gonzo jest ciekawą kwestią. Tym ciekawszą, że na szczęście szanse, iż ujrzę to na własne oczy (a wierzcie mi, wolałbym, żeby ktoś mi zrobił z nimi tak, jak Eryk Corwinowi, niż oglądać takie dzieło) są równe zeru.

 

Amber Anime by Gonzo:

 

OSTRZEŻENIE!!! Czytając dalej zagłębiasz się w bluźnierczy świat Japońskich porno-bajek dla freaków. W tym momencie możesz jeszcze zawrócić. Jeśli tego nie zrobić istnieje ryzyko, że dowiesz się o czymś, czego wolałbyś nie wiedzieć, lub, że ośmiornica zgwałci Ci dzieciństwo. Jeśli nie oglądałeś większej ilości Anime (zwłaszcza tandetnych) istnieje też niebezpieczeństwo, że nie załapiesz dowcipów.

 

Gatunek: Fantasy, Magia, Supermoce, Mechy, Pokemony, Romans szkolno-homoseksualny, Przemoc, Krew, Zboczenia, Elementy Chrześcijańskie, Yaoi

 

Sezon Pierwszu: Dziewięciu Książąt Amberu:

 

Czołówka:

 

(Leci sobie piosenka, dzieło życia średnio utalentowanej gwiazdeczki jednego sezonu. Na pierwszym planie jakieś widoczki, jakieś wybuchy, gwiazdki, różyczki, płatki sakury oraz biegnące postacie książąt i księżniczek Amberu. Wśród książąt są: Corwin, Random, Bleys, Eryk i Brand. Wśród księżniczek: Deidre, Fiona, Llwella, Benedykta-chan, Caina-chan, Juliana-chan i Gerarda-chan, bo jakże inaczej Corwin miałby się dorobić icest haremu przy takiej przewadze facetów? … Zaraz, stop… Wyobraziłem to sobie… Idę zwymiotować.)

 

Corwin jest zwyczajnym uczniem w zwyczajnej japońskiej szkole. Ma 14 lat, bo w anime wszyscy mają 14 lat. Oczywiście w książce było inaczej, ale nie ma takiego dzieła literackiego, którego średnio utalentowany japończyk nie potrafiłby „ulepszyć”… Jego zwykły, nudny żywot zostaje gwałtownie przerwany, w chwili, gdy do jego klasy przybywa nowy uczeń przeniesiony z innej szkoły: Random. Mimo, że początki ich znajomości tego nie wskazują jeszcze tego samego dnia Corwin zostaje wciągnięty w ciąg wydarzeń, które odmienią jego życie.

 

Otóż: w momencie, gdy wraca ze szkoły z donośnym okrzykiem „Onichan!” spada nań nastoletnia panienka. Spada w sposób charakterystyczny, trafiając bohatera majtkami w twarz. Jest to Flora. Flora wygląda jak typowa nastolatka z miseczkami E. Porozumiewa się wzbogacając swoją mowę o jakieś pseudo-urocze dźwięki typu „ugu” świadczące o lekkim upośledzeniu. Dodatkowo Flora potyka się średnio co krok, za każdym razem świecąc majtkami. Wyjaśnia bohaterowi, że jest jej bratem i że oboje pochodzą z miejsca o nazwie Amber.

 

W tym momencie należy napisać, że wszystkie nazwy własne są w engrisz. Tzn. zastępują je jakieś losowe słowa pochodzące z języka angielskiego, które akurat autorom wydały się cool, a które okazały się dla Japończyka niemożliwymi do wymówienia. Mamy więc: Amuberu, Rembreru, Avaronu, Dworceru Chaoseru, Klejnoteru Wszechmoceru czy Podróżeru Przezureru Cienieru. Zasada dotyczy też imion. Dlatego bohater więc nie nazywa się „Corwin” tylko „Corwineru”.

 

Oczywiście bohater nie wierzy swojej siostrze i żąda dowodu. Jakby na potwierdzenie jego słów zza rogu wypada Random ścigany przez jakieś monstrum i chowa się za Corwinem. Potwór rzuca się na naszego protagonistę. Po krótkiej walce ten dostaje wciry i pada na ziemię.

- Ale czy ja mogę tak przegrać? – rzuca do siebie półprzytomny Corwin (czy też raczej: Corwineru) i w tym momencie jego ciało zaczyna świecić, błyszczeć i promieniować energią. Czując, że wstępują weń nowe siły Corwin wstaje i potężnym ładunkiem mocy magicznej rozwala wroga i pół dzielnicy.

 

Random wyjaśnia, że oto tym sposobem Corwin odkrył w sobie moc Księcia Amberu i dowiódł, że godny jest, by walczyć o jego tron. Błaga też go, by udał się z nim do tego miejsca i pomógł w wojnie z ciemnymi mocami, które atakują państwo.

 

W tym momencie należy wyjaśnić jeszcze raz, że ciemne moce nie atakują Amberu z tej samej przyczyny, co w książce. Robią to, bo Oberon puścił kantem Darę, lub ewentualnie zupełnie bez powodu. To jest anime. Nie wszystko musi mieć sens. W sumie to nic nie musi mieć sensu.

 

Cowrin jednak nie przypomina sobie żadnego Amberu. Random proponuje więc, by cała drużyna udała się do Rebmy odwiedzić Wzorzec, który pozwoli mu przypomnieć swoje wcześniejsze życie. Podróż jest jednak długa i niebezpieczna.

 

Corwin zgadza się ją rozpocząć nie mówiąc nic o tym rodzinie, psu, kotu, nauczycielom… Jest zwykłym, japońskim uczniem. Japońscy uczniowie nie mają rodzin, bo produkowani są metodą klonowania i inżynierii genetycznej, jak Space Marines w tym fajniejszym Warhammerze. Rodziny przydzielane są tylko wyjątkowym jednostkom, które osiągają dobre wyniki w nauce. Nauka polega albo na kuciu matmy, albo gankowaniu potworów. Tak samo zwierzęta domowe. Corwin jest natomiast, jak już pisano jednostką zwyczajną. Tak więc Corwin może ruszyć na spotkanie przygodzie.

 

Uszczęśliwiony tym faktem Random wyjmuje z kieszeni biało – czerwoną kulkę i przywołuje pokemona. Tzn. istotę, która wygląda jak pokemon ino brzydziej. Stworzenie jest wściekle różowe, zostawia za sobą tęczę, jak jednorożec w Harmony, Harmony i co sekundę wydaje odgłos „kiuuuuuuuuuu”. Zabawki go wyobrażane produkują niewolnicy w chińskich obozach koncentracyjnych. Każdy fan serii powinien takiego kupić za 99 dolarów w autoryzowanym sklepie. Cała trójka wsiada na szkaradę i wyrusza wierzchem do Amberu.

 

W tym momencie należy stwierdzić, że o ile w książce głównym środkiem lokomocji były konie (choć na tym etapie akurat w użyciu był samochód), tak w anime będą to pokemony. Konie, takoż inne zwierzęta parszywie się rysuje, trzeba coś wiedzieć o ich anatomii i ruchu. Pokemony łatwiej. Dlatego też zastępują wszelkie zwierzaki.

 

W każdym razie: nasza drużyna jedzie przeżywając różne przygody (tzn. odwiedza gorące źródła, tradycyjny festiwal religijny, łączy rozbite rodziny, uzdrawia trędowatych oraz bierze udział w występie szkolnego kabaretu), by w końcu dotrzeć do podnóży Kolwiru (wymawia się Korwireru). Tu na drodze drużyny staje kolejna, atakowana przez potwory panienka. Random identyfikuje w niej Deidre, kolejną Księżniczkę Amberu.

 

Dlaczego Deidre nie rozgoniła napastników korzystając z nadludzkiej mocy Prawdziwego Księcia Amberu nie wiadomo. Widać jest adoptowana, albo coś w tym guście…

 

Corwin śpieszy jej na pomoc i w trymiga rozwala przeciwników. Z bliska Deidre okazuje się typową tsundere. Wpiszcie sobie ten termin na Wikipedii albo TV Tropes, a będziecie wiedzieć, jaki ma charakter i jak wygląda.

 

Deidre wyjaśnia, że potwory zostały nasłane na nią przez Eryka, który jest zły, okrutny, podły i zagarnął tron Amberu. To ostatnie stwierdzenie oburza całą drużynę, która, nie mając ku temu żadnych pobudek osobistych postanawia go obalić. Postanowienie brzmi: „-Jak śmiał zagarnąć tron Amberu! Musimy go obalić!” Najbardziej zaciekły w tym postanowieniu jest oczywiście Corwin, który drania jeszcze na oczy nie widział…

 

Drużyna rusza dalej. Nie uchodzi jednak ani kroku, nim drogę zastępuje jej nowe niebezpieczeństwo. Otóż w powietrzu otwiera się brama międzywymiarowa. Ma ona kształt gigantycznego, obróconego krzyża w kolorze czarnym. Wyłazi z niej gigantyczne monstrum. Nasi dzielni bohaterowie uciekają do Rembny.

 

Rembra przywodzi Randomowi na myśl wspomnienia. Otóż, zupełnie jak w książce (to jedyna zgodność z oryginałem) uwiódł on w przeszłości córkę jej władczyni, która powiła mu dziecko, chłopaka imieniem Martin. Na tym jednak zgodność z książką się kończy. Martin, podobnie jak Random ma w chwili obecnej 14 lat (bo w anime wszyscy mają 14 lat). Co więcej: książę Amberu nie porzucił egoistycznie swej wybranki. Nie popełniła ona też samobójstwa z rozpaczy… Zabiła się na oczach kochającego męża i dziecka, by zakomunikować im, że ich kocha, szanuje, lubi, a poza tym powinni z nadzieją patrzeć w przyszłość i z odwagą mierzyć się z przeciwnościami losu.

 

Random jednak tego nie zrozumiał. Dlatego też przekroczywszy bramy miejskie dostaje ataku histerii, płacze, tarza się po ziemi, wyje do księżyca, a potem podcina sobie żyły żyletką.

 

Ratuje go Viale. Viale, jak w książce jest niewidoma, ale na tym podobieństwa się kończą. Po pierwsze: jest zakonnicą. Po drugie: jej bliscy też popełnili samobójstwo, więc znajduje z Randomem wspólny język. Ich związek będzie się rozwijał w późniejszych odcinkach, jednak streszczę go tutaj. Otóż: Viale pobierze się z Randomem. To, że jest zakonnicom w niczym jej nie będzie przeszkadzać, bowiem japońskie zakonnice wychodzą za mąż. Jak inaczej miałyby bowiem wychowywać córki na następne zakonnice? Poza tym to ona uświadomi mu znaczenie samobójstwa jego poprzedniej małżonki i nauczy czerpać z tego wydarzenia radość.

 

Nie, to nie jest kretyńsko głupie. To jest kulturowo odmienne.

 

Drużyna, prócz Randoma, który się wykrwawia w objęciach Viale spotyka się z Moire, władczynią Remby. Dowiadują się, że mieli rację: Corwin, by odzyskać pamięć i opanować moc Księcia Amberu musi przejść Wzorzec. A wzorce są dwa: w Amberze i Rembie.

 

Wzorzec to oczywiście nie jakiś tam magiczny konstrukt w jakiejś tam komnacie jakiegoś tam zamku. To półnaga panienka z biustem rozmiarami zbliżającym się do miseczek J. Proces przejścia nie polega na podążaniu po linii, tylko na odbyciu z nią stosunku tantrycznego.

 

Po przespaniu się z Wzorcem Corwin nie teleportuje się do Amberu. Owszem, te sceny są ważne dla fabuły, ale niekoniecznie dla japońskich filmowców. Tak więc nasz bohater teleportuje się do Bleysa. To, że nie wiecie, kim jest Bleys nic nie znaczy. Fakt ten tworzy jednak unikalną atmosferę chaosu i dezorientacji typową dla dzieł studia Gonzo.

 

Bleys okazuje się transwestytą lubiącym przebierać się za 14 letnie uczennice. No niestety, ilość męskich archetypów, jakimi operuje Anime jest ograniczona, nie można więc wybierać z tak „porywających” postaci jak tsundere, yandere, zakonnica czy dziewczyna w okularach. Transwestyta musiał się więc pojawić.

 

Jak w książce: Bleys gromadzi armię przeciwko Erykowi. Z radością wita Corwina i uznaje, że razem zaatakują Amber. Corwin na to przystaje bez powodu, tak samo, jak bez powodu teleportował się tutaj. Bleys pokazuje swojemu bratu armie, ale tak naprawdę na ekranie widzimy pięciu żołnierzy, którzy wydają się mili, sympatyczni i fajtłapowaci po to, żeby widzowi było smutno, jak wszyscy zginą.

 

A zginą w następnej scenie. Powód ich śmierci jest prosty: maszerująca armia składa się z masy ruchomych elementów, więc źle się ją rysuje. Nieszczęścia, jakie powinny spadać na nią w trakcie marszu są równie parszywe do wykreowania. To samo dotyczy floty. Bitwy lądowe i morskie mają ten sam problem. Pancernik czy nawet myśliwiec jest prościej animować niż żaglowiec z załogą, a co dopiero całą ich masę.

 

Tak więc: w następnej scenie obozowisko Bleysa ni z tego ni z owego atakują wojska Eryka. Atak jest równym zaskoczeniem dla obrońców, jak i dla widza. Po kilku minutach wszyscy obrońcy zostają rozsmarowani po ścianach, Corwin i jego przebrany za nastolatkę braciszek uciekają do lasu. Tam postanawiają sami zaatakować Amber.

 

Ruszają więc w jego stronę. W następnej scenie docierają już do przełęczy Kolwiru. Tam drogę zastępują im lezbijskie siostry bliźniaczki Gerarda i Juliana w mechach. Gerarda podchodzi do Bleysa i kopniakiem swojego mecha strąca go w przepaść. Corwin na ten widok wścieka się, krzyczy „ty potworze” i używa Mocy Prawdziwego Księcia Amberu (którą już umie używać, bo przespał się z Wzorcem). Też zmienia się w mecha.

 

Walka trwa 5 minut czasu serialu i 4 odcinki czasu rzeczywistego. Walczący naparzają się używając różnych technik, niszcząc krajobraz, zmieniając w coraz większe mechy i powodując eksplozje atomowe. Nie biją się tylko na miecze i pięści. Niektórzy twierdzą, że tak jest efektowniej. Przykra prawda jest taka, że eksplozja atomowa jest prostsza do narysowania, niż porządna sekwencja walki. Mimo wysiłków Corwin jednak przegrywa, bo coś tam… Ot po prostu tak było wygodniej dla fabuły.

 

Jego mech się rozwiewa, a on sam pada nieprzytomny na ziemię. Obie jego oponentki długo się nad nim znęcają. Następnie skuwają go łańcuchami i skatowanego zaciągają przed oblicze Eryka. Corwin budzi się zwisając głową w dół związany w jakąś tradycyjną pozycję japońskiego bondage.

 

Przed nim stoi Eryk. Eryk ma nagi, muskularny tors lśniący od oliwy i trzyma pejcz w dłoniach. Długo pastwi się psychicznie nad Corwinem i torturuje go fizycznie, jednak zamiast oślepić jak w oryginale całuje go namiętnie w usta.

- Corwinie – szepcze. – Jak mogłeś o mnie zapomnieć?

Corwin odpowiada mu równie gorącym pocałunkiem. W tym momencie więzy opadają z naszego bohatera, a z sufitu zaczynają sypać się czerwone płatki róż. Obaj panowie zdzierają z siebie ubrania i oddają się radości seksu homoseksualnego.

 

Kilka godzin później omdlali z wyczerpania Corwin i Eryk leżą przytuleni. Ich ciał nie przykrywa nic, prócz płatków róż.

- Jakże mogłem wątpić w braterską miłość Eryka? – zastanawia się Corwin.

 

Ciąg dalszy nastąpi w drugim sezonie: Karabiny Avalonu!

Komentarze


644

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
O w morde :)
19-04-2010 23:57
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Słodziutkie. Brakuje tylko macek.
19-04-2010 23:57
Squid
   
Ocena:
0
Świetne!
Przyczepię się tylko językowo:
"zakonnicom" -> przez "ą"
20-04-2010 00:04
ram
   
Ocena:
0
"Nie, to nie jest kretyńsko głupie. To jest kulturowo odmienne."

:)
20-04-2010 00:35
Balgator
   
Ocena:
0
"Nie popełniła ona też samobójstwa z rozpaczy… Zabiła się na oczach kochającego męża i dziecka, by zakomunikować im, że ich kocha, szanuje, lubi, a poza tym powinni z nadzieją patrzeć w przyszłość i z odwagą mierzyć się z przeciwnościami losu."

Zajebiaszcze!
20-04-2010 08:31
7254

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Masakra :P
20-04-2010 09:50
~Atanazy

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Czy ktos z Was wie, co mysla o mandze/anime Japonczycy obcujacy z "wyzsza kultura"? Krytycy sztuki itp.
20-04-2010 10:54
Ziolo
   
Ocena:
+1
Niesamowite.

Serio.

Dawno się tak nie uśmiałem w pracy. Mam nadzieję, że kontynuacja nadejdzie prędko :)

"Nie, to nie jest kretyńsko głupie. To jest kulturowo odmienne." - tekst po prostu zarządził.
20-04-2010 11:36
oddtail
   
Ocena:
0
Rzeczywiście brakuje tylko macek. A notka bardzo fajna =)
20-04-2010 11:46
~ja-jaszczur

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
rozbiły mnie etapy istnienia Gonzo. Coś jest na rzeczy :)
20-04-2010 15:21
~Kasztelan

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Po prostu dziękuje za tą wzruszającą opowieść :)
zabrakło zakompleksionego kolesia który chce dorównać w potędze protagoniście :P
"To jest anime. Nie wszystko musi mieć sens. W sumie to nic nie musi mieć sensu."
20-04-2010 18:22
644

Użytkownik niezarejestrowany
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przegapiłem wstęp i od razu zacząłem czytać zarys. Po trzech czwartych zorientowałem się, że to żart. Do tego momentu wszystko wskazywało na to, że to tylko kolejne anime do pominięcia.



Oczywiście żartuję (muszę to powiedzieć, bo ci, co mnie znają, wiedzą, że mogę nie żartować) i gratuluję - naprawdę sporo klisz się tu znalazło, ani przez chwilę nie czułem się zagubiony w rozwoju akcji. : )

Ale co do Gonzo - zauważ, że taki Basilisk ma jednak lepszą fabułę, niż Hellsing (trochę).
21-04-2010 16:40
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Aureus: Najstraszniejsze jest to, że anime takie faktycznie powstają. Może tylko bez wstawek hard-porno, ale jednak... Przykładem może być to cudo:
http://anime.tanuki.pl/strony/anim e/1306-shining-tears-x-wind/rec/1355
22-04-2010 12:15
Morel
   
Ocena:
0
OMFG - nie lubie mangi/anime, ale to mnie zniszczyło!
28-04-2010 14:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.