Zacznijmy od początku. Mona wzięła koszulkę Valkirii. Sięgnęła po igłę i czerwoną mulinę (to taki rodzaj nici, co będzie istotne za chwilę). Przy pomocy tych skrytobójczych narzędzi wydziergała wokół czerwonego symbolu V okrąg, po czym przekreśliła go, zamykając rzeczone V w znaku zakazu. W ten sposób otrzymała znak graficzny, podobny treścią do słynnego loga Ghostbusters lub zespołu Bad Religion. Znak, tłumaczący się luźno na przykład na "Valkirii wstęp wzbroniony" lub bardziej poetycko "I niech Valkiria będzie zakazana". Bardziej dosadnie zaś treść przekazu można by oddać swojskim "Valkiria paszoł won". Wszystko zależnie od wykształcenia i obycia osoby interpretującej przekaz.
Zdjęcie opublikował serwis Poltergeist. Ba, Draker z tegoż serwisu zrobił owo zdjęcie, gdy autor niniejszego tekstu przeprowadzał z Moną wywiad na temat Białej Damy. Te fakty również nie są bez znaczenia i powiążemy je wkrótce mocną nicią, że tak powiem, w jedną, przerażająca całość.
Na Valkirii rozpętało się istne pandemonium. Gromy, potępienie, wołanie krwi, pomsty i szabel. Naczelny serwisu nazwał Monę "koleżanką", opowiedział, jak to dostał wzorem na koszulce w pysk, a cała jego praca nad Valkirią zmieniła się w gówno. Natychmiast tez znaleziono winnych, którzy stoją za całą sprawą. Kto zrobił zdjęcie? Kto je opublikował? Alleluja! Znaleźliśmy valkiriożerców!
Wszystko układa się idealnie w jedną całość, niczym układanka z czterech elementów, którą bawią się dzieci w żłobku. Całą sprawę zaaranżował Poltergeist. Przy pomocy muliny utkano siec intryg i spisków, którą opleciono fandom. Umówiono się na określony czas i miejsce, by spiskowcy mogli zrobić Monie zdjęcie w koszulce, a potem opublikować je na łamach własnego serwisu.
Po co to wszystko? Aby zniszczyć konkurencję! Poprzez umieszczenie Valkirii w znaku zakazu, Poltergeist może prać ludziom mózgi. Popatrzysz na kółeczko, o Valkirii zapomnisz. Niezłe, nie? Choć ja osobiście wolałbym tradycyjny napis: Bądź fajną laską i daj mi buzi. Szkoda tak wyrafinowanej technologii na jakieś tam serwisy.
Wiemy więc, kto stoi za sprawą. Bilingi są już w drodze, by można było sprawdzić, czy Draker lub Seji dzwonili do Mony - cóż, ja przyznam się od razu, że telefony takie wykonywałem. Prokuratura niebawem wystąpi o wyciąg z kont, czy aby Poltergeist za koszulkę i robociznę nie zapłacił. Spisek wykryty i zdemaskowany. Wrogowie Valkirii ujawnieni. Wołać kata!
Mam propozycję. Powołajmy komisję śledczą. Niech ustali ponad wszelką wątpliwość, kto stał za sprawą. Niech da ludowi igrzyska. Niech Artut opowie przed kamerami, jak to wymierzono mu policzek. Niech Mona wyjaśni, jak tkała muliną sieć spisku. Draker z Sejim niech plączą się w zeznaniach. Może odkryjemy jakąś grupę trzymającą władzę i dążącą do zniszczenia Valkirii, lub - aż wstrzymuję oddech z wrażenia - całego fandomu? Kto wie? Tylko, co będzie, jeśli okaże się, że Poltergeist za tym nie stoi? Kto będzie winny? Żydzi? Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby zdjęcia opublikowała Wyborcza.
A może po prostu parę osób dowie się, że nie są tak wspaniałe, jak im się wydaje. Usłyszą, że ich praca i zachowanie nie wszystkim się podobają. I może wreszcie ktoś im wyjaśni, czym jest poczucie humoru i umiejętność śmiania się z samych siebie. Bowiem w ferworze miotania oskarżeń zginęły głosy mówiące, że Mona - której zresztą nikt o przyczynę wykonania koszulki nie spytał - nie tylko jest użytkowniczką Valkirii, ale ma tam całkiem wysoką pozycję. W takim kontekście znak zakazu wyhaftowany na koszulce nabiera zupełnie nowego znaczenia. Jakiego? Domyślcie cię sami.